Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego polszczyzna uparcie trzyma się dwóch liter – H i CH – skoro i tak wymawiamy je identycznie? Dlaczego piszemy hańba przez samo h, a chata przez ch, chociaż w naszych ustach brzmią tak samo? Czy to tylko złośliwość historii, ortograficzna pułapka zastawiona na uczniów, a może coś znacznie głębszego – niczym stary, wyblakły szew na mapie języka, który świadczy o dawno zrośniętych krainach?
Odpowiedź jest prosta: nie zawsze tak było. Kiedyś polskie ucho bezbłędnie wychwytywało różnicę między dwoma odrębnymi dźwiękami: dźwięcznym, gardłowym [ɦ], które dziś zapisujemy jako H, oraz bezdźwięcznym, szeleszczącym [x], które znamy jako CH. Dziś w standardowej polszczyźnie tej różnicy już nie słychać, bo wymowa się ujednoliciła, ale ortografia, niczym wierny archiwista, wciąż o niej pamięta.
Aby zrozumieć tę historię, musimy cofnąć się w czasie i poznać pochodzenie obu głosek.
CH [x] – Rdzenny mieszkaniec polszczyzny
Dźwięk zapisywany jako ch to prawdziwy weteran. Polszczyzna odziedziczyła go wprost z języka prasłowiańskiego. Jest bezdźwięczny i powstaje przez tarcie powietrza w tylnej części podniebienia. Brzmi trochę jak szum wiatru w kominie. Znajdziemy go w najstarszych, rdzennie polskich słowach: chleb, chata, ucho, cichy, mucha. Był z nami od zawsze.
H [ɦ] – Głoska z importu
Zupełnie inną historię ma h. Pierwotnie w języku polskim w ogóle go nie było. Pojawiło się jako „obcy” – dźwięk, który przywędrował do nas z zewnątrz. Było to brzmienie dźwięczne, czyli wymawiane z udziałem drgających strun głosowych. Fonetycy opisują je jako [ɦ] – głoskę krtaniową, choć w niektórych źródłach można znaleźć także zapis [ɣ], czyli jej miękkopodniebienny odpowiednik (słyszalny np. w szybkiej wymowie zbitki niechby). Jeśli chcecie usłyszeć, jak mogło brzmieć, posłuchajcie, jak Czesi wymawiają słowo Praha lub Ukraińcy голова (hołowa). To właśnie ten dźwięczny, głęboki oddech.
Czy H jest obce, skoro jest słowiańskie?
Można by zapytać: „Jak to możliwe, że coś tak ‘słowiańskiego’ jak dźwięczne h miało być obce dla polszczyzny?”. Odpowiedź kryje się w różnicach rozwojowych między gałęziami języków słowiańskich. Choć zakładamy, że wszystkie wywodzą się ze wspólnego przodka, to z czasem poszły różnymi ścieżkami.
Polski zachował pierwotne [g], jak w góra czy głowa, podczas gdy w językach takich jak czeski, ukraiński czy białoruski w różnych regionach i okresach doszło do spirantyzacji, czyli przejścia g w dźwięczne [ɦ]. Dla polszczyzny był to więc dźwięk nowy nie genetycznie, lecz systemowo: polski system fonologiczny nie posiadał [ɦ] jako fonemu, dopóki nie zaczął go „importować” wraz z zapożyczeniami. Dlatego można uczciwie powiedzieć, że [ɦ] było dla polszczyzny dźwiękiem obcym w sensie funkcjonalnym – nie miało swojego miejsca w rodzimym systemie i pojawiło się dopiero pod wpływem kontaktów międzyjęzykowych.
Zmierzch dźwięcznego H: Co się stało z tą różnicą?
Ta różnica w wymowie nie trwała wiecznie. Mniej więcej w XVIII wieku w języku polskim coś zaczęło się zmieniać. Dźwięczne, wymagające nieco więcej wysiłku [ɦ], zaczęło stopniowo zanikać. Użytkownicy polszczyzny, zwłaszcza w centralnej Polsce, zaczęli je upraszczać, wymawiając je tak samo jak łatwiejsze, bezdźwięczne [x]. Wygoda artykulacyjna zwyciężyła.
W XIX wieku proces ten był już w zasadzie zakończony. W tzw. języku ogólnym, standardowym, kontrast między h a ch zatarł się bezpowrotnie. Dwa różne dźwięki zlały się w jeden, pozostawiając po sobie jedynie zamieszanie w ortografii.
Czy dźwięczne H zniknęło na zawsze?
Nie do końca. Chociaż w języku ogólnopolskim zapanowało bezdźwięczne [x], dawne, dźwięczne [ɦ] przetrwało na rubieżach polszczyzny niczym językowy endemit. Do dziś możemy je usłyszeć:
- W tzw. wymowie kresowej: Polacy z okolic Lwowa, Wilna, Grodna oraz ich potomkowie często zachowują tę archaiczną cechę. Po II wojnie światowej, wraz z przesiedleńcami, ta wymowa trafiła na tzw. Ziemie Odzyskane i bywa jeszcze słyszalna u starszych mieszkańców Szczecina, Wrocławia czy Olsztyna.
- W niektórych gwarach: Pod wpływem sąsiedztwa z innymi językami słowiańskimi, dźwięczne h można czasem usłyszeć na Podlasiu, Polesiu, Śląsku Cieszyńskim czy Podhalu.
Głoska ta wciąż więc żyje – tyle że już nie w centrum językowego systemu, ale na jego barwnych marginesach.
Pamiątka w pisowni: Po co nam te wszystkie komplikacje?
Dziś H i CH wymawiamy tak samo, ale ich odrębny zapis pozostał jako fascynujący ślad etymologii. Dzięki niemu wiemy, które słowa przyszły do nas później i łatwiej nam prześledzić ich drogę.
Wobec tego nasuwa się naturalne, pragmatyczne pytanie: po co nam dziś te wszystkie komplikacje? Czy nie prościej byłoby ujednolicić zapis, ułatwiając życie uczniom i zamykając rozdział dawno przebrzmiałych procesów fonetycznych? Językoznawcy, szczególnie ci, którzy zajmują się historią, z całą pewnością wymienią tu szereg zalet zapisu. A co Wy o tym myślicie?
Bibliografia
Bajerowa, Irena. Historia języka polskiego XIX i XX wieku (do roku 1939). PWN, Warszawa 2005.
Nitsch, Kazimierz. Wybór pism polonistycznych, t. I, Ossolineum, Wrocław 1954.
Urbańczyk, Stanisław. Prace z dziejów języka polskiego. Ossolineum, Wrocław 1979.
Gałecki, Zygmunt. „Ekspresywne dźwięczne h w polskich gwarach na Podlasiu”, Roczniki Humanistyczne 39-40(6), 1991/92.
„Fonetyka języka polskiego”, hasło w: Wielka Encyklopedia PWN, t. 9, Warszawa 2002, s. 32–33.
Ostaszewska, Danuta; Tambor, Jacek. Fonetyka i fonologia współczesnego języka polskiego. PWN, Warszawa 2004.
