Czy język inkluzywny wyklucza? Jak wygląda podejście do języka inkluzywnego we Francji?
Gdy w Polsce raz na jakiś czas wybucha debata dotycząca feminatywów albo języka neutralnego, niektórzy powołują się na tendencje w krajach zachodnich, gdzie rzekomo odchodzi się od języka wskazującego na płeć. Nie jest to do końca prawda.
W przypadku angielskiego i zaleceń dotyczących legislacji europejskiej prowadzonej po angielsku, rzeczywiście można usłyszeć argumenty za unikaniem rodzajów gramatycznych sugerujących płeć. Angielski jest jednak wyjątkowym językiem, dlatego w jego przypadku zdecydowanie łatwiej jest postulować usunięcie (pozostałości) rodzaju gramatycznego ze słów odnoszących się do osób (np. wskazujące na płeć steward i stewardess można z łatwością zastąpić przez neutralne flight attendant).
Wiele innych języków na świecie nie ma tak łatwej sytuacji. Istnienie rodzaju gramatycznego w innych częściach mowy – nie tylko w zaimkach – sprawia, że stosowanie języka nie wskazującego na płeć lub włączającego wszystkie możliwe osoby staje się bardzo trudne. Do tego dochodzi też głos osób, które (z różnych powodów) nie chcą tracić swojej reprezentacji w języku i nie chcą porzucać używania języka wskazującego na płeć.
Ustawą zakazać języka
Znamy to z własnego podwórka, gdzie od kilku lat toczy się zaogniona dyskusja dotycząca feminatywów. Powoli zaczynają do nich dołączać inne słowa, które mają na celu unikanie wskazywania na płeć przez rodzaj gramatyczny: osobatywy, neutratywy…
Pod koniec października, francuski Senat przegłosował prawicową ustawę mającą na celu „zabezpieczenie języka francuskiego przed nadużyciami związanymi z tzw. językiem inkluzywnym”. Francuscy senatorowie stosunkiem głosów 221 do 92 przegłosowali ustawę, która ma zakazywać stosowania pisma inkluzywnego w całej gamie dokumentów, począwszy od dokumentów prawnych po opisy stanowisk i umowy o pracę.
W szczególności propozycja ma na celu zakazanie pisania inkluzywnego (l’écriture inclusive) w edukacji. Autorzy uważają, że „utrudnia ono czytanie i rozumienie słowa pisanego”. Kolejnym krokiem legislacyjnym jest przejście ustawy przez Zgromadzenie Narodowe, więc sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Jednak sam fakt, że kwestia języka jest tak szeroko dyskutowana sprawia, że warto się przyjrzeć tej debacie, bo można z niej wyciągnąć ciekawe wnioski.
W uzasadnieniu omawianego przez Senat prawa czytamy:
„Wkrótce zostanie otwarta Międzynarodowa Wspólnota Języka Francuskiego w zamku Villers-Cotterêts, a nasz język stoi obecnie przed wieloma wyzwaniami: spadkiem poziomu czytelnictwa i ortografii wśród uczniów, wzrostem używania angielskiego i „franglais” w mediach, ale także w całym społeczeństwie francuskim, oraz spadkiem zainteresowania nauką języka francuskiego na świecie i jego stosowaniem w instytucjach międzynarodowych, w wymianie gospodarczej, a także w badaniach i nauczaniu. Język francuski jest obecnie w niestabilnym stanie.
W tym kontekście rozwija się tzw. pisownia „inkluzywna”, która ma na celu przekształcenie społeczeństwa poprzez zmianę języka. Chociaż feminizacja zawodów i funkcji jest obecnie powszechnie akceptowana, to jednak używanie znaków interpunkcyjnych między różnymi końcówkami słowa, a także tworzenie nowych słów, stwarza wiele pytań. To dezorganizuje język, zagraża jego czytelności i, co ważniejsze, uniwersalności jego zastosowania. Dlatego w imię ochrony języka francuskiego oraz dla zachowania klarowności i zrozumiałości normy, interwencja ustawodawcy jest konieczna.”
Dodatkowo, pojawia się argumentacja, która zaznacza, że język inkluzywny – zdaniem legislatorów – jest tak naprawdę wykluczający:
„Pisownia tzw. „inkluzywna” nie jest wynikiem naturalnej ewolucji, ale raczej efektem aktywistycznego podejścia. Wraz z pisownią tzw. „inkluzywną”, język traci swoją wewnętrzną neutralność i staje się narzędziem politycznym i ideologicznym. Język tzw. „inkluzywny” wiąże się z powtarzalnością i unikami. Stanowi to istotne obciążenie w korzystaniu z języka. Rozwój pisowni inkluzywnej ma miejsce w czasie, gdy istniejące wskaźniki świadczą o rosnących trudnościach młodych ludzi w zakresie czytania i pisania. Pojawia się pytanie o dostępność tekstów tzw. „inkluzywnych”, zwłaszcza dla osób mających trudności. We Francji żyje 2,5 miliona osób nieumiejących czytać i pisać. Ponadto, 1,1 miliona osób ma problemy ze wzrokiem. Dla tych osób nie ma to charakteru ideologicznego „za” lub „przeciw” pisowni inkluzywnej. Obserwowane trudności są wyłącznie praktyczne i wynikają z prostego zdrowego rozsądku.”
Argumentacja autorów ustawy jest zbieżna z opinią Akademii Francuskiej (złożonej głównie z męzczyzn) z 2021 roku:
„[J]ęzyk inkluzyjny, chociaż wydaje się przyczyniać do zwalczania nierówności, nie tylko jest nieskuteczny w tej sprawie, ale także szkodliwy dla praktyki i zrozumienia języka francuskiego. (…)
Język inkluzywny wydaje się być zarezerwowany dla elity, która nie zdaje sobie sprawy z codziennych trudności, z jakimi borykają się nauczyciele i użytkownicy systemu edukacyjnego. Dyskusja na temat języka inkluzywnego obejmuje ograniczoną grupę osób, co jest niekorzystne dla obcokrajowców, którzy pragną nauczyć się naszego języka tak, jak jest on przekazywany w wielkich tekstach dziedzictwa kulturowego.
W świecie, w którym francuskojęzyczna społeczność, zwłaszcza na kontynencie afrykańskim, będzie się dynamicznie rozwijać, ten odstraszający sposób pisania prawdopodobnie wzmocni pozycję języka angielskiego jako lingua franca.”
Pozorna troska o użytkownika
Z argumentacji Akademii i autorów ustawy wynika, że ich główną obawą jest szkodzenie osobom, które mają różne trudności w nauce i używania języka. Dodatkowo, podkreślają, że język inkluzywny to czysta ideologia, od której język ogólny powinien być uwolniony.
Taka argumentacja może być powierzchownie przekonująca, szczególnie jej pierwsza część, gdyby nie fakt, że Akademia Francuska jest bardzo konserwatywną instytucją, która od lat stawia preskryptywne (narzucane przez nich z góry) zasady ortografii i gramatyki ponad potrzeby osób używających i uczących się języka francuskiego. W tym świetle ich troska o osoby, które mają różnego rodzaju trudności, wydaje się być wręcz absurdalna, bo kto jak nie Akademia od lat hamuje różne naturalne procesy rozwoju języka francuskiego poprzez konserwatywne podejście do języka i negatywne opiniowanie wszelkiego rodzaju zmian i uproszczeń wynikających z uzusu.
Nie ma języka bez ideologii
Argument dotyczący ideologizacji języka jest często wykorzystywany przez przeciwników zmian językowych lub reform w celu podważenia ich wartości. Jest to często chwyt retoryczny, który ma na celu przedstawienie tych zmian jako narzucanie jakiejś ukrytej ideologii.
Jednakże, w rzeczywistości, nie ma języka wolnego od ideologii. Wszystkie regulacje językowe, takie jak ustalanie gramatyki, zasad ortografii, czy definicji słów, są wynikiem decyzji podejmowanych przez społeczeństwo lub organy regulacyjne. Te decyzje zawsze mają swoje podłoże ideologiczne.
Na przykład, przyjęcie określonych reguł pisowni czy gramatyki może wynikać z idei uporządkowania i standaryzacji języka, co może być postrzegane jako kwestia efektywności komunikacji. Z kolei próba zachowania czy przywrócenia pewnych aspektów tradycyjnego języka może być związana z ideologią kulturową czy historyczną.
W przypadku języka francuskiego, istnieją głęboko zakorzenione ideologie dotyczące jego roli jako narodowego symbolu, spoiwa narodowego oraz wartości kulturowej. Dodatkowo, w wypowiedziach Akademii widać aspiracje do ustanowienia stabilnej pozycji francuskiego jako lingua franca, co wynika z kolonialnej przeszłości Francji.
Te ideologie są obecne w tekstach Akademii Francuskiej oraz w aktach legislacyjnych, które regulują język. Przykładem może być ustawa z 1994 roku, która określa rolę języka francuskiego jako języka republikańskiego i narodowego. Ta ideologia jest w istocie integralną częścią historii i tożsamości Francji.
Odwracanie uwagi
W rzeczywistości takie zabiegi retoryczne, jakie stosują legislatorzy i Akademia, sprawiają, że zupełnie zapomina się o tym, po co w ogóle zaczynamy używać języka inkluzywnego i czemu jest to dla niektórych istotne.
Skąd się wzięły te potrzeby? Na pewno jest wiele wątków, które doprowadziły do wyłonienia się języka inkluzywnego.
W przypadku Francji łatwo wskazać palcem początek dominacji mężczyzn w języku. Przykładowo, praktyka „accord de proximité” (uzgodnienie rodzaju przymiotnika do z ostatnim rzeczownikiem; żeby to zobrazować przykład po polsku: „mężczyźni i kobiety są piękne”) została celowo zwalczona XVII wieku, kiedy akademicy wprowadzili uzgodnienie według „najszlachetniejszej płci”. Uzasadniano tę zmianę tym, że „płeć męska jest uważana za szlachetniejszą niż żeńska ze względu na wyższość mężczyzny nad kobietą”. Taka zasada powstała w świecie, w którym uważano, że mężczyźni są lepsi od kobiet, a język powinien za tym podążać. Historia języka często odzwierciedlała nierówności i uprzedzenia płciowe, co skutkowało zanikaniem kobiet i innych grup w języku.
Szukanie rozwiązania
Język odzwierciedla to, co dzieje się w społeczeństwie, w którym tradycyjne role płciowe, patriarchat i wiążące się z tym wartości są podważane. Dlatego też, dążenie do wypracowania zasad inkluzywnego języka (nie tylko w kwestii płci) to jedno z narzędzi służących budowaniu bardziej sprawiedliwego i równego społeczeństwa.
Pomijanie tego kontekstu i stygmatyzowanie języka inkluzywnego jako wykluczającego to tylko pozorna troska o wykluczonych. Prawdziwie równościowym rozwiązaniem w takim wypadku jest szukanie wyjścia, które będzie odpowiadało na potrzeby różnych grup. W innym przypadku, sprzeciw wobec języka inkluzywnego i straszenie nim opinii publicznej jest tak naprawdę przekładaniem potrzeb jednych ludzi nad potrzeby innych. A w takim wypadku nie ma mowy o żadnej równości.
Autorka: Maria Bolek