„Włączać” jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych słów w języku polskim. Dziś przyjrzymy się, czy słusznie wzbudza aż tyle emocji.

Zacznijmy od tego, że w polskim występuje regularny, produktywny proces przechodzenia „o” w „a” przy przekształceniu czasownika. Można go zaobserwować w czasownikach takich jak zaprosić – zapraszać (więcej na slajdzie na dole strony).

W słowie włączyć „ą” wymawiane jest jako „on” [vwɔnt͡ʂɨt͡ɕ]. W związku z tym, czasownik w aspekcie niedokonanym, podobnie jak inne czasowniki z „o”, przyjmuje regularną formę „włanczać” [vwant͡ʂat͡ɕ].

Jednym z argumentów przeciw tej formie jest słowo „włącznik”, które wymawia się przez „o”, nie „a” 1. Jednak rdzeniem rzeczownika włącznik nie jest czasownik odmieniony w aspekcie niedokonanym, tylko wspólna podstawa słowotwórcza (na grafice). Gdyby iść za logiką, że „włancznik” miałby powstać od „włanczać” mielibyśmy takie formy jak „zapraszenie” zamiast zaproszenie (zapraszać → zapraszenie*). Rzeczownik „włącznik” trzeba więc analizować jako wypadkową procesu słowotwórczego, który opiera się na temacie /-wɔnt͡ʂ-/.

włanczać włączać


Innym argumentem preskryptywistów jest historyczny zapis słowa z dźwiękiem „ǫ”, które przeszło w nosowe „o” – współczesne ortograficzne „ą”. Słyszy się uzasadnienia2, że zanik nosowych samogłosek w polskim to proces, który zaszedł „niedawno”, przez co wymiana samogłoski w tym słowie „nie jest możliwa” (to stwierdzenie jest swoją drogą ciekawym błędem logicznym, bo przecież skoro zachodzi, to jest możliwe). Jednakże, Klemensiewicz wspomina o występowaniu -an- już XVII. Od tamtego czasu zaszło wiele zmian w wymowie i ortografii polskiego. Samo „włanczać” z kolei już w latach 30. XX w. na łamach „Poradnika Językowego” Doroszewski odnotował jako formę „bardzo częstą”.

Opieranie się na historycznej wymowie wydaje się chwiejną przesłanką. Nawet jeśli ktoś nie chciałby uznać długiej żywotności tego procesu w historii, użytkownicy polskiego nie muszą wiedzieć jak kiedyś było wymawiane „ą”, żeby teraz realizować ten dźwięk tak, jak nakazuje im współczesne użycie i gramatyka języka.


Na argumenty przeciw „włanczać” odpowiedział też w latach 90. Marcin Preyzner w czasopiśmie „Język Polski” (fragment na grafice na dole). Słuchając preskryptywnych argumentów mamy podobne odczucia i zadajemy sobie pytanie: jakim cudem forma, która jest tak popularna (o czym świadczy chociażby górowanie tego słowa w artykułach o „najczęstszych błędach językowych”, ale też analiza fonologiczna – fragmenty artykułów po angielsku na grafice) jest traktowana jako błąd, a nie wypadkowa produktywnego procesu?

Wydaje się, że nie ma nic bardziej polskiego w polskim niż regularność nieświadomych procesów fonologicznych.


Idąc za bardzo mocną produktywnością procesu, należałoby dopuścić regularną formę wymowy „włanczać” i przestać strofować (i ośmieszać!) ludzi, którzy jej używają, bo wynika ona ze współczesnej gramatyki języka polskiego. Inne słowa, których dotyczy ta zasada to m.in.: nadążyć, nasączyć, wydrążyć, okrążyć, otrąbić.

Co z ortografią? Włączać wymawiane przez „an” to nie byłoby jedyne słowo w języku polskim, którego historycznie ugruntowany zapis ortograficzny nie ma nic wspólnego z wymową (zobacz wpis o samogłoskach nosowych w polszczyźnie). Dlatego też zostanie przy obecnym zapisie połączone z zakończeniem stygmatyzacji osób używających -an- w komunikacji potocznej byłoby na ten moment optymalnym rozwiązaniem.


Na koniec wspomnimy tylko, że przyzwolenie na wymowę „an” nie oznacza, że wszyscy teraz mają jej używać. W języku polskim istnieje kilka form takich jak „oswobadzać, oswabadzać” gdzie dopuszczalne są oba warianty. Najwyższa pora, żeby to samo stało się z wło/anczaniem.

Redakcja „O języku”

Bibliografia, źródła